wtorek, 11 sierpnia 2015

29 "Pocieszenie i...Koniec?"

Wiedziałam, że co jak co, ale ten dziki zwierz nie odpuści sobie skoczenia na mnie z rozwartą paszczą. Był na mnie wściekły. Czułam to. W końcu zawołałam go bez powodu. Cóż, ja też byłam wściekła...szkoda tylko, że nie na niego a na całą resztę świata. Na Hokage, Hoshi'ego, Naruto, na sensei'a, Saska, Neji'ego, sprzedawce ramen...No na wszystkich no! Starałam się opanować drganie tego kącika ust. Zmrużyłam oczy i kiedy wilk na mnie skoczył, nie uchyliłam się. Przyjęłam ten cios, a on za kare mocno przygniótł mnie do ziemi. Chciał zatopić kły w mojej ręce, ale na to już nie pozwoliłam. Cicho stękając z bólu i wysiłku, złapałam go za ten pysk i starałam się go utrzymać jak najdalej od ramienia.
-Oj, oj, oj, oj! Chcesz mnie zabić?-spytałam ledwo. Nie dość, że przez jego ciężkie cielsko nie potrafiłam złapać oddechu, to na dodatek musiałam się z nim szarpać.
"Zamilcz dzieciaku! Powinnaś zdechnąć za te głupie gierki!"-warknął na mnie. Och, no tak...Zapomniałam wspomnieć, że potrafię zrozumieć mowę zwierząt. To dość zabawne kiedy jakiś kot obgaduje swoją panią. Przynajmniej znam niektóre sekrety mieszkańców wioski. A Akamaru od Kiby jest taki uroczy...Prawdziwy z niego dżentelmen! Ale nie o tym chciałam teraz...Przecież właśnie walczę o życie! O czym ja myślę!
-To nie są gierki! Ty wredna kulo futra! Chciałam z Tobą potrenować!-odpowiedziałam, a raczej jęknęłam w odpowiedzi.
"Kłamiesz! Czuję twoją złość! Przyznaj się! Ty naiwny dzieciaku! Wzywać mnie w takim stanie!"-Jedyne co potrafił, to warczeć na mnie. Odepchnęłam go od siebie, uwalniając się od tego strasznego ciężaru.
-Właśnie w takim stanie Cię wezwałam! Walka jak i rozmowa z Tobą zawsze mi pomaga...-mruknęłam, szybko wstając. Wilk odsunął się o kilka kroków i zmierzył mnie już któryś raz swoim chłodnym spojrzeniem.
"Widzę, że nieźle Cię dziś musieli zdenerwować..."-wreszcie zrozumiał. Już wiedział wszystko. Nie musiałam mu nic więcej mówić. W końcu był jakby moim przyjacielem...No i tak jakby jestem z nim połączona.
-Shironi...-jęknęła już nie wytrzymując całego tego napięcia. Upadłam na kolana i zaczęłam szlochać, a cały wcześniejszy zapał do walki gdzieś wyparował.-Oni...Oni niczego nie rozumieją...-szepnęłam cicho i poczułam jak wilk otula mnie swoim ogonem. Siedział przy mnie, a ja nie mogłam powstrzymać się od wtulenia w to wielkie psisko. Schowałam twarz w jego miękkiej sierści i zacisnęłam lekko pięści.-Ja nie uciekam...Nigdy nie uciekałam...Zwyczajnie czuję strach...Strach przed tym, że ich mogę stracić...-mówiłam między łzami.-Chciałam stać się silniejsza, żeby móc ich obronić...-bardziej się w niego wtuliłam i jedyne co słyszałam w tym momencie to miarowe bicie jego serca.
"Głupia. I o to się wściekasz? Powinnaś im pokazać, że się mylą...A nie beczeć. Jeszcze przede mną!"-sapnął głośno i wstał powoli.-"Nie jesteś zdatna do walki. Wracam do siebie."-i tyle z jego wsparcia, no ale cóż. Miał wilk rację. Muszę im pokazać, że się mylą. Kiedy tylko zwierz zniknął mi z oczu, wstałam, wytarłam twarz i już chciałam się wracać, kiedy coś złapało mnie od tyłu i podniosło do góry.
-Mam Cię~!-usłyszałam zadowolony głos Hoshi'ego.-Nawet nie wiesz jak ciężko było mi Cię znaleźć.-mówił teraz lekko obrażony. Obrócił mnie w powietrzu w swoją stronę...Czułam się taka malutka...-Masz całe opuchnięte policzki...-mruknął i zaraz mocno mnie przytulił. Uch, przecież coś takiego jedynie sprawi, że znów zacznę płakać! Musiałam się szybko od niego odsunąć...Ale był taki ciepły...
-Baka...Nienawidzę Cię.-burknęłam zła, sama nie wiem czemu powiedziałam to takim tonem. To chyba obronna taktyka...
-Tak, wiem. Ale musiałem tak powiedzieć. Teraz tamci latają po mieście i Cię szukają, a ja mogę swobodnie z Tobą porozmawiać. Wiem, że wszyscy się mylą. Moja Kuumi nigdy nie ucieka!-mówiąc to, zaśmiał się cicho.-Bo wie, że ucieczka to nie jest to...
-Dokładnie! Ja tylko chciałam się stać silniejsza!-krzyknęłam zaraz i odsunęłam się od niego, wreszcie czując grunt pod stopami. Teraz naprawdę czułam, jakby tylko on mnie rozumiał. Pogładził mnie po policzku i kucnął przede mną.
-Kuumi-chan...Nie staniesz się silniejsza, jeśli będziesz sama...Musisz ćwiczyć z drużyną. Tylko tak naprawdę możesz stać się silniejszą. Przyjaciele będą dodawać Ci odwagi i motywacji do dalszych działań!-mówił do mnie z jakąś dziwną powagą.-Gdy chcesz ich obronić, automatycznie stajesz się silniejsza...Dlatego nie możesz być sama. Rozumiesz?-zmarszczył gniewnie brwi. Spuściłam głowę i zaraz zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami.
-Rozumiem...-nie ma to jak poczucie winy...W takim momencie...-Już nie będę...-zrobiłam minę zbitego psa i poczułam dłoń na swojej głowie. Lekko zaskoczona podniosłam wzrok i ujrzałam promienny uśmiech Hoshi'ego. Zrobiło mi się jakoś dziwnie lżej na sercu.
-Hai...Dziękuję Hoshi...-teraz mój uśmiech był przepełniony miłością do tego idioty przede mną. Naprawdę. Nikogo chyba bardziej nie kochałam...No może kiedyś...Ale teraz to on zajmował większą część w moim sercu...


Witajcie kochani. Nie wiem, czy ktoś jeszcze to czyta. Wiem, zawaliłam sobie. Zawsze mam słomiany zapłon...Z całego serca za to przepraszam wszystkich, którzy kiedykolwiek byli zainteresowani moimi wypocinami...
Zwyczajnie przez ten cały okres czasu, kiedy nic nie dodawałam, miałam wszystko już prawie skończone...Ale nie wiedziałam jak to przeciągnąć. Tak jak kiedyś miałam pomysł na tego bloga, tak teraz ten pomysł wyparował. Może dlatego, że wszystkiego nagle było za dużo? Cóż, sama nie wiem. Po prostu chciałam się z wami pożegnać. Chciałam oświadczyć, że zawieszam tego bloga na czas nie określony, z czego nie daję wam gwarancji, że wrócę. I tak nikt już tego nie czyta...Jeśli jednak jest chociaż jedna osoba, która chce znać dalsze poczynania Kuumi...To obiecuję, że na pewno wrócę. W końcu każda osoba jest motywacją...Heh...Tyle ode mnie. Żegnam was wszystkich, moi mili....












poniedziałek, 29 grudnia 2014

28 "Ucieczka"

Stałam właśnie w biurze Hokage. Naruto-nii jednak mnie znalazł. Nie przypuszczałam, że będzie na tyle genialny, by spojrzeć w górę. W końcu chodziło o tego blondyna, prawda? Zatachał mnie siłą do tego starucha. Poważnie! Ciągnął mnie przez całą wioskę! A teraz z niezbyt zadowoloną miną przyglądałam się jakże interesującym ścianom. Tak. Wiedziałam dlaczego mnie wezwał. Ostatnio znikałam na długi czas. Praktycznie nie było mnie w domu. Olewałam treningi z drużyną. Grabiłam sobie i to porządnie...Ale...Chciałam stać się silniejsza przez ten czas. SAMA. Oni tego nie rozumieli. Nie potrafili zrozumieć kogoś takiego jak ja.
-Kuumi..-usłyszałam ten łagodny i cierpliwy głos. Dopiero teraz (a stałam tam jakieś 20 min) na niego spojrzałam. Wyglądał na smutnego.-Dlaczego uciekasz?-spytał spokojnie, a ja znów wróciłam spojrzeniem na ścianę. Uciekam? To nie jest ucieczka. Po prostu chcę być silniejsza.-To trwa już sześć miesięcy. Coś się stało? Martwisz się czymś? A może boisz się czegoś?-Spytał, a ja nie miałam zamiaru odpowiedzieć. To nie tak. To nie dlatego. Ja się niczego nie boję.-Znów masz koszmary, prawda?-zadał kolejne pytanie, a ja drgnęłam nerwowo.
-Skąd wiesz?-teraz moja kolej na zadawanie pytań.-Czemu tak Cię to obchodzi? Nie możecie dać mi świętego spokoju? Nie możecie zrozumieć, że chcę być sama?-mój ton był chłodny i opanowany. Jakie to dziwne. Dawno tak do nikogo nie mówiłam. Tak naprawdę, przez te lata zaprzyjaźniłam się z innymi, ale też i się od nich odcięłam. Nie miałam dla nich najzwyczajniej w świecie czasu, a może nie chciałam mieć?
-Ja wiem wszystko. Jestem Hokage, pamiętasz?-Zaczął z dziwnym uśmiechem. Ten uśmiech...Pierwszy raz widziałam taki u niego.-Obchodzi mnie, bo martwię się o moją drogą wnuczkę.-Przymknął oczy i odłożył fajkę, którą trzymał cały czas w ręce, na biurko.-Oboje wiemy, że nie chcesz być sama. Nie lubisz tego Kuumi. Tak więc, słucham. Co się stało?-spytał opierając brodę na splecionych razem dłoniach. Lekko się spięłam.-Co Ci się śniło?
-Nic się nie stało Hokage-sama.-ciężko było mi się opanować. Prawie na niego warknęłam.-Skoro to wszystko, pozwól, że się oddale.-Skłoniłam się lekko. Wiedziałam, że bodnie go takie oficjalne zachowanie z mojej strony. Mnie również to trochę zabolało, ale już bez słowa obróciłam się i kiedy chciałam wyjść zatrzymał mnie cichym westchnięciem. Popatrzyłam na niego przez ramię.
-A chciałem Ci przekazać dobrą nowinę...Jeśli tylko byś się wygadała staruszkowi.-zaczął cicho.-O Hoshi'm...-Dodał jeszcze i uśmiechnął się lekko. Wiedział, że to mój słaby punkt. Normalnie lisek chytrusek!
-Ty podstępny pryku...-Wymamrotałam pod nosem. Wróciłam się do jego biurka. Oparłam o nie dłonie i spojrzałam na pomarszczoną twarz tego spryciarza.
-Tak, mam ostatnio koszmary. Dotyczą mojej przeszłości. Tyle powinno Ci wystarczyć, a teraz żądam wymiany informacji.-Mówiłam szybko i zwięźle. On widocznie był tym usatysfakcjonowany. Teraz miałam wrażenie, że powiedziałam mu o jedno słowo za dużo.
-Hoshi dziś nas odwiedzi.-Ta wiadomość sprawiła, że moje oczy zaiskrzyły się mocno.-Prawdopodobnie już przekracza bramę.-Pokiwał głową, a ja już wybiegałam z jego gabinetu. Pędziłam ile sił w nogach jeszcze miałam. Wybiegłam z tego całego budynku i od razu na ulicy w kogoś przywaliłam. Niestety okazało się, że to Neji. Niezbyt ucieszona minęłam go szybciutko.
-Uważaj jak cho...-Usłyszałam tylko, bo już leciałam dalej. Nie miałam teraz na niego czasu.
-HOSHI!!!-Wrzasnęłam na całe gardło, kiedy tylko zobaczyłam tą jego czuprynę.  Był jakieś cztery metry dalej, więc bez wahania się na niego rzuciłam.-Tęskniłam! Co u Ciebie? Czemu mnie nie odwiedzałeś? Ach, mogłeś chociaż napisać, wiesz?-zaczął się potok moich własnych słów. Byłam tak przejęta jego obecnością, że nawet nie zauważyłam, jak Neji poszedł za mną, czy też, że stoimy pod Ichiraku, gdzie to siedziała moja drużyna.
-Kuumi! Spokojnie! Już dobrze! Też tęskniłem. Nie odzywałem się, bo słyszałem, że jesteś zajęta treningami. Pisać? Nawet o tym nie myślałem.-Odpowiedział spokojnie i powoli. Nadęłam policzki jak małe dziecko.
-Głuuupek...To czemu teraz tu przyszedłeś?-Spytałam lekko nadąsana. Popatrzyłam w jego oczy i nieco się wystraszyłam. Hoshi nagle spoważniał. Czemu? Co się stało? Powiedziałam coś nie tak?
-Musimy porozmawiać moja droga. Doszły mnie wieści o twoim nagannym zachowaniu!-Powiedział tonem, którym odzywają się matki do upominanych dzieci.-Ładnie to tak...-Zaczął, ale ja odwróciłam się i gwiżdżąc sobie pod nosem, zaczęłam się oddalać.
-Ach, jaka piękna dziś pogoda...-Mówiłam do siebie. Poczułam nagle mocny uścisk na ramieniu. Zbladłam porządnie i bałam się odwrócić. Zaśmiałam się nerwowo.
-Nie uciekaj. Nie skończyłem.-Powiedział zły. Chyba zapomniał, że jesteśmy w publicznym miejscu. Dlaczego chce walnąć mi kazanie przy tych wszystkich ludziach? Odwróciłam się do niego przodem.
-Nie uciekam. Po prostu oddalam się od źródła potencjalnego zagrożenia.-Powiedziałam patrząc w bok.
-Tak, jasne. A teraz mi powiedz...Dlaczego nagle boisz się zbliżyć do innych? Wcześniej nie miałaś z tym żadnych problemów. Ucieczka jest zła, wiesz?-spytała łapiąc mnie za nos. Skierował mój wzrok na swoją twarz. Po usłyszeniu tych słów nie reagowałam od razu. Dopiero po chwili odtrąciłam jego rękę.
-Jesteście wszyscy bandą idiotów!-Krzyknęłam czerwieniąc się lekko. Łzy stanęły mi w oczach.-To nie tak!-Dodałam jeszcze i zaczęłam uciekać. Czułam się zażenowana. Ten kretyn powiedział takie rzeczy przy tych wszystkich gamoniach. Teraz będą się śmiać. Będą się przejmować. Będą niepotrzebnie zaprzątać sobie tym głowę, przy okazji mi również. Chyba wszyscy tam zdębieli, bo nikt mnie nie gonił. I dobrze. Gdyby, któryś się odważył, to poznał by mój gniew. Znów znalazłam się pod moim cudownym drzewem. Tak, teraz mogłam spokojnie się wyładować! Zagwizdałam cicho, a z lasu wyszedł wilk. Zwykły, szarawy wilk. Stanął dumnie przede mną, a jego wzrok sam pytał, czy przypadkiem nie chcę umrzeć. Uśmiechnęłam się delikatnie i przyjęłam bojową pozycję.

piątek, 26 grudnia 2014

WOHOHOHO

NO NO!
WITAM WAS MOI DRODZY
WŁAŚNIE TERAZ ZAUWAŻYŁAM, ŻE TEN BLOG MA JUŻ ROK!
TAK SIĘ CIESZĘ T-T
TO TAKIE CUDOWNE, MÓC MIEĆ KOCHANYCH CZYTELNIKÓW...
NO I MÓC DLA WAS PISAĆ <3
ŻYCZĘ WAM DOSIEGO ROKU
TAK OKAZYJNIE XD

czwartek, 25 grudnia 2014

27 "Zielone oczy"

Kiedy popatrzyłam na właściciela głosu, dosłownie zdębiałam. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Słowa utknęły mi w gardle. Mocno zbladłam i jedyne co potrafiłam teraz robić, to patrzeć tempo w jasno zielone oczy. Tak bardzo znane mi zielone oczy. Przyłożyłam rękę do ust. Czy to było możliwe? Czy to naprawdę jest...
-Oni-chan?-spytałam cicho. On obruszony nadął zabawnie policzki i zmarszczył lekko brwi.

-Nie kurde. Wujek Stefek spod mostu. No chyba jasne, że ja! Na dodatek żywy!-Powiedział i przewrócił oczami. W tym momencie zapomniałam o Neji'm i jego ślepiach wymierzonych prosto na mnie. Wyszarpałam się z jego uścisku i skoczyłam w ramiona bruneta, z którego śmiercią ciężko było mi się pogodzić. Byłam taka szczęśliwa, że aż się popłakałam! Słyszałam jego śmiech. Czułam jego zapach. Czułam to ciepło i te ramiona obejmujące mnie. 
-Oni-chan!-powtórzyłam prawie że krzycząc. Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową (Oj Kuumi, Kuumi...Przecież to nie kobieta...Nie masz w co twarzy chować...)
-Matko, nie wiesz jak długo Cię szukałem! Wiedziałem, że żyjesz!-Mówiąc to ścisnął mnie mocniej. Ja nic nie powiedziałam. Byłam w końcu pewna, że przeżyłam tylko i wyłącznie ja. Pociągnęłam nosem i oderwałam się od niego.
-Ale urosłeś Oni-chan! A tak to się wcale nie zmieniłeś...-mówiłam przez łzy. Ta radość była nie do opisania. Neji chrząknął dość głośno, żeby o sobie przypomnieć, a ja wróciłam szybko na ziemię. Otarłam łzy jedną ręką, a drugą uciszyłam brata, który widocznie chciał coś powiedzieć.
-Wredna małpo...-Zaczęłam spokojnie. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się promiennie.-To mój brat!-Krzyknęłam uradowana.-Braciszku, poznaj wredną małpę.-Uśmiechnęłam się chytrze. Zielone oczy przyjrzały się białym. Nie potrafiłam nic wyczytać ani z jednego, ani z drugiego wyrazu twarzy. Złapałam brata za rękę i kiedy chciałam zacząć go prowadzić do Naruto-nii, kostka o sobie przypomniała. Zachwiałam się i kiedy miałam upadać zostałam złapana przez...Neji'ego i Oni-chan'a. 
-Kumcia, a Tobie co? Dalej masz problemy w utrzymaniu równowagi?-spytał mnie braciszek.
-Patrz pod nogi, głupia.-bąknął Neji. Cóż, zostałam zaatakowana z dwóch stron.
-Mikuś...-zaczęłam przesłodzonym tonem. Nigdy go nie lubił, tak jak i tego zdrobnienia.-A ty dalej prosisz się o bardzo bolesną śmierć?-Spytałam uśmiechając się wrednie. Popatrzyłam na Neji'ego.-Za to ty uważaj gdzie kładziesz łapy! Zboku!-Pokazałam mu język.-Pamiętaj, rączki na widoku, Bozia patrzy.-Pokiwałam energicznie głową. Ach, nie potrafiłam teraz racjonalnie myśleć. Dalej byłam w szoku. To wszystko było takie piękne! Takie piękne, że aż nierealne. Właśnie...Neji był zbyt miły...Niemożliwe żeby Oni-chan żył...Hinacia by mnie tak samej nie zostawiła...Ja chyba nie...

-Śnię...-Wymamrotałam otwierając oczy. Rozejrzałam się dookoła. Nadal byłam na polance pod ukochanym drzewem. Poczułam ogarniającą mnie pustkę. Dlaczego akurat teraz przyśnił mi się Mikuś? Dlaczego musiałam sobie teraz o nim  przypominać? Teraz, kiedy już prawie udało mi się przyzwyczaić? Zakryłam oczy ręką. Dlaczego? To pytanie latało po mojej głowie, sprawiając coraz więcej bólu. 
-Nie!-warknęłam sama do siebie.-Nie będę płakać! Już się z wszystkim pogodziłam!-Głos coraz bardziej mi się załamywał.-Już zapomniałam o wszystkim...-to mówiąc płakałam. Płakałam jak małe dziecko. Skulona oplotłam kolana rękami. Schowałam w nich twarz i pozwalałam moim emocjom się "uwolnić". Nagle usłyszałam jak ktoś nadchodzi. Pociągnęłam nosem, wstałam i wskoczyłam na drzewo. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać.Widzieć też nikogo nie chciałam. Teraz właśnie był czas na moje samotne spędzanie czasu. Ukryłam swoją obecność. Tego nauczyłam się niedawno. Kakashi sensei postanowił mi wreszcie chwilę poświęcić. Wiedziałam, że potem nie będzie okazji, ponieważ będzie on douczał swojego pupilka, Saska. Uśmiechnęłam się krzywo na samo wspomnienie tego, co musiałam robić, żeby ostatecznie się zgodził. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Naruto. No tak. Pewnie zgłodniał, zabrakło mu kasy i chciał pożyczyć. Norma. 
-KUUMI! WIEM, ŻE TU JESTEŚ! STARUSZEK CIĘ SZUKA!-Krzyknął na cały regulator, a ja aż zakryłam uszy. 

niedziela, 30 listopada 2014

26 "Zwichnięta kostka"

__UWAGA! AKCJA PARĘ LAT PÓŹNIEJ! KUUMI I RESZTA MAJĄ JUŻ 14 LAT NA__ _____________________KARKU! TAKIE STARE KONIE XDD_____________________
-K....K....K...Kuumi...s...s...san...-usłyszałam cichy nieśmiały szept nad głową. Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na Hinatę. Nie rozumiałam jej czasem. Czy ona mnie nie lubi? W końcu tylko do mojej osoby mówi tak formalnie. Do reszty naszej chorej zgrai zwraca się normalnie. Westchnęłam cicho.
-Co się stało?-spytałam spokojnie. Cóż, to rzadkość, że ktoś przychodzi pod mój kochany duży dąb. Właściwie, to nawet Naruto-nii już tu nie przychodzi. W końcu się nauczył, że to miejsce traktuję jak swoją samotnię. Tutaj przychodzę myśleć, ćwiczyć, drzemać...Właściwie to jest mój drugi dom...Albo trzeci, bo drugi mam u Saska.
Tak, przez te parę lat się nieźle działo. Przeżyliśmy razem wiele. Zżyliśmy się ze sobą. Oczywiście Naruciak i Sasio się na co dzień nie lubią...Ale ja dobrze wiem, że jedynie to pozory.
-B...bo widzisz...-zaczęła i zarumieniła się. Zaciekawiona jeszcze bardziej niż na początku podniosłam się do siadu (wcześniej leżała na trawie, dla tych niekumatych ^^).-N...nie widywałam cię przez dłuższy czas...-Ach, no tak. Dodam również, że przez ten okres bardzo mocno zaprzyjaźniłam się z tą uroczą panienką. Bardzo często u niej zaczęłam bywać, co wiąże się z widywaniem pewnej wrednej małpy.-Martwiłam się...Myślałam, że jesteś na mnie zła...-mówiła smutnym głosem.
-Nie, to nie tak Hinaciu...-powiedziałam od razu.-Widzisz, ta wredna małpa znowu ze mną wygrała...Chciałam po prostu bardziej poćwiczyć.-Dodałam i uśmiechnęłam się. Objęłam wzrokiem całą polankę, na której było widać wiele zniszczeń. No było mi szkoda tego miejsca, ale na innych polach treningowych jest za dużo ludzi. Nie lubię jak ktoś mi się przygląda. Tym bardziej jeśli ćwiczę właśnie jakieś jutsu.
-Ach, rozumiem!-widziałam, że się rozpromieniła.-J...jeśli chcesz to poćwiczę z tobą!-powiedziała entuzjastycznie. Cała Hinatka. Zawsze lubiła ze mną trenować.
-Jasne że chcę!-zaśmiałam się i wstałam, ale to był właśnie błąd. Zapomniałam o tym, że podczas trenowania zwichnęłam sobie kostkę. Syknęłam głośno z bólu, ale nie upadłam.
-C...coś nie tak?-spytała zmartwiona.
-To nic Hinaciu. Po prostu źle stanęłam...-powiedziałam śmiejąc się. Przecież nie powiem jej, że jestem kaleką. Pokręciłam głową i stanęłam prosto.-To jak? Ćwiczymy?-spytałam z lekkim uśmiechem. Ona niepewnie pokiwała głową i odskoczyła na pewną odległość. Przyjęła pozę, jaką każdy Hyuuga przyjmuje i patrzyła wyczekująco. Oczywiście ja stanęłam w lekkim rozkroku i cały ciężar ciała przeniosłam na zdrową nogę. Związałam mocniej bandaże na rękach i poprawiłam opaskę liścia.
-Nadchodzę!-krzyknęłam i podbiegłam szybko do przyjaciółki. Zadawałam cios za ciosem, a ona je odparowywała. Starałam się przyspieszyć. Zamachnęłam się i wymierzyłam cios, ale na szczęście czarnowłosa się uchyliła. W tym momencie, gdy moja ręka była obok jej głowy, złapała ją i lekko mnie pociągnęła, przez co straciłam równowagę i poleciałam do przodu. Z przymusu przeniosłam ciężar na chorą nogę i jęknęłam klękając. Złapałam się za pulsujące miejsce i zacisnęłam zęby. Wzięłam głęboki wdech.
-Kuumi-san?-usłyszałam przestraszoną dziewczynę za plecami. Szybko się otrząsnęłam.
-W...wybacz, znów źle stanęłam...-powiedziałam śmiejąc się. Widziałam, że tym razem mi już nie uwierzyła.
-Może odpuśćmy sobie dzisiejszy trening?-spytała niepewnie i uśmiechnęła się lekko. Zmieszana kiwnęłam głową.
-Wybacz Hinatko...-Mówiąc to usiadłam znów pod drzewem. Westchnęłam przeciągle.-Kiedy indziej, dobrze?-spytałam spokojnie. Przymknęłam oczy i odetchnęłam cicho.
-Dobrze...-usłyszałam cichą odpowiedź. Kiedy nie usłyszałam, by czarnowłosa się oddalała, otworzyłam jedno oko i popatrzyłam na nią.
-Coś się jeszcze stało?-starałam się brzmieć łagodnie.
-N...no cóż...Twoja noga...Boli, prawda?-spytała błądząc wzrokiem po ziemi.-P...pomogę ci dojść do szpitala...-Ta propozycja brzmiała bardziej jak błaganie. Nie mogłam jej teraz odmówić. To było zbyt urocze. Podniosłam się i skoczyłam na nią. Mocno ją przytuliłam.
-O jeju jeju! Jak ty się o mnie martwisz!-ucieszona zawisłam na dziewczynie.-Taka urocza, taka kochana~!-cieszyłam się jak małe dziecko.-Skoro to Hinacia, to nie mogę odmówić!-Zaczęłam się śmiać.-A więc chodźmy! Zaprowadź mnie do lekarza!-mówiąc to, chwyciłam jej dłoń i zaczęłam iść w stronę wioski. Oczywiście kulałam, ale to mi nie przeszkadzało. Nie chciałam by Hinatka mnie nosiła czy coś. Jeszcze by się bidulka nadwyrężyła. Kiedy byłyśmy już mniej więcej w centrum wioski, poczułam straszny ból w kostce, a właściwie już w całej nodze. Kiedy chciałam zrobić kolejny krok, to wywróciłam się.
-K...Kuumi-san!-krzyknęła spanikowana. Wow...Potrafi krzyczeć. Taki zaszczyt.
-Nic mi nie jest! Spokojnie...To nic!-zaczęłam ją uspokajać. Siedziałam na ziemi i uśmiechałam się do niej.
-Co teraz mam zrobić?-spytała zmartwiona.-M...może pobiegnę po N...n....n...Naruto?-to imię ledwo przeszło jej przez gardło, a kiedy je wymawiała, to od razu zrobiła się cała czerwona.
-Tak, idź po Naruto. Poczekam tu na was.-zapewniłam ją. Dziewczyna pokiwała głową i szybko pobiegła w stronę naszych mieszkań. Pokręciłam głową.
-Się nigdy na nich nie doczekam...-powiedziałam pod nosem. Usiadłam po turecku i nie zwracając uwagi na przechodniów czekałam. Na środku drogi. Jak jakiś debil. Pierwsza godzina minęła mi tak samo wolno jak i druga. Miałam wrażenie, że zaraz zasnę.
-A ty co? Żebrzesz?-usłyszałam chłodny ton. Całkiem dobrze znany chłodny ton. Odwróciłam głowię w kierunku Neji'ego. Prychnęłam cicho.
-Nie. Czekam na pomoc, bo przez CIEBIE mam zwichniętą kostkę.-powiedziałam obojętnie. Wiem, że to bardzo żałośnie brzmiało. Wiem również że to nie jego wina, a mojej nieuwagi...Ale...Chciałam żeby choć trochę czuł się winny.
-Czyżby?-spytał unosząc jedną brew do góry.
-Tak, dokładnie tak.-pokiwałam energicznie głową i w tym momencie stało się coś dziwnego...Coś niemożliwego wręcz. Mianowicie Neji złapał mnie pod pachy, podniósł i złapał jak księżniczkę. Mimowolnie jęknęłam. Mieszanka szoku, zażenowania i bólu.
-Jesteś słaba. Niektórzy potrafią chodzić z połamanymi żebrami, nogami, rękami...A ty? Kostka skręcona i świat się wali.-mówił poważnie. Ja byłam zbyt zawstydzona zaistniałą sytuacją, aby mu coś powiedzieć.-I niby ty mnie wyzwałaś? Kiedy masz tak małą wytrzymałość?-Z kpiącym uśmieszkiem popatrzył mi w oczy.
-Zamilcz.-To nie był mój głos. Ten głos dochodził z tyłu. Popatrzyliśmy oboje w tamtym kierunku. Ja, usilnie powstrzymując łzy, a on jak zawsze beznamiętnie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W sprawie poprzedniego komentarza w postaciach!
Jeśli masz pomysł na postać to wyślij mi jej opis, zdjęcie...Lub cokolwiek ;u;
Serdecznie zapraszam do czegoś takiego. Wtedy jest tu zabawniej, prawda? :3
....
Ogółem to chciałam jeszcze podziękować za wszystkie komentarze, które dotychczas się znalazły na tym blogu.
Nie wiecie ile radości sprawia mi nawet jedno słowo ;u;

niedziela, 19 października 2014

25 "poważna rozmowa"

-Sensei! Mam dość!-jęknęłam załamana. Neji niósł mnie dość długo...W zupełnej ciszy! Kiedyś pewnie nie zwróciła bym na to uwagi, w końcu sama nic nie mówiłam, ale teraz, kiedy tak długo przebywałam z Naruto, wszystko się zmieniło. Przy tym blondynie nie dało się siedzieć chwili spokojnie. Kakashi-sensei tylko na mnie spojrzał i westchnął, Neji nawet się nie odezwał...Nawet nie wiem czy się skrzywił, bo w końcu byłam na jego plecach. Naruto i Sasuke już nie zwracali na mnie uwagi, widocznie byli pochłonięci kłótnią.
-Sensei!-znów zaczęłam, tym razem głośniej, mimo to reakcja była podobna. Nagle przyszedł mi świetny pomysł na rozmowę z Neji'm...Kłótnia! Jea! To jest to, czego ten głupek nie odpuści...
-Neji-chan~!-zaczęłam przesłodzonym tonem i poczułam jak go przechodzą dreszcze. Uśmiechnęłam się szatańsko i ciągnęłam dalej-Co robisz, że masz takie cudne włosy?-spytałam i w odpowiedzi usłyszałam ciche prychnięcie. Wiem, że moje rozpoczęcie kłótni ssie, ale on nigdy by tego nie zostawił bez komentarza.
-Wykonuje taką czynność jak mycie ich. To coś czego pewnie nie znasz.-odpowiedział spokojnie, a ja zadowolona, że jednak mój plan wypalił zaczęłam go czochrać.
-Tak? Może i masz rację, musisz mnie kiedyś nauczyć. W końcu tylko tak zniewieściały chłopak jak ty, będzie potrafił mi to wytłumaczyć...-pokiwałam głową, zauważyłam, że Naruto i Sasuke patrzą na nas i ledwo powstrzymują śmiech.
-Zniewieściały powiadasz? Szkoda, że nawet zniewieściały chłopak jest silniejszy od takiego słabeusza jak ty...Przy okazji słabeusza idioty...-skwitował mnie, ale tym razem się nie dałam.
-Cóż, masz rok przewagi Neji-chan...Założę się, że na teście, na chunina z tobą wygram!-Powiedziałam pewna swego, a on zaśmiał się wrednie.
-Powodzenia, wystraszony kocie...Bezbronny i słaby przy okazji.-wyśmiał mnie, ale ja już go nie słuchałam. Teraz zastanawiałam się nad treningiem. Co prawda...Miałam już opanowane chodzenie po wodzie...Oczywiście nie do perfekcji. Muszę się nad tym porządnie skupiać! Tak jak i chodzenie po drzewach. Osobiście wolę się wspinać. To jest ciekawsze i zabawniejsze.
 Właśnie z takimi rozmyśleniami dotarłam do wioski...Pod koniec, już o własnych siłach!
-No nic. Jesteście wolni.-powiedział sensei spokojnie.-Oprócz Kuumi i Neji'ego. Wy idziecie ze mną do Hokage-sam'y.-Przeklęłam w myślach mojego mistrza. Miałam nadzieję na gorącą kąpiel, oraz spotkanie z Hinatą...
-Sensei...A nie może to poczekać?-spytałam błagalnie.
-Nie.-uciął rozmowę i ruszył w stronę budynku, gdzie ten staruszek przesiaduje. Naruto i Sasuke zdążyli już się zmyć. Zdrajcy. W końcu poszłam za tą białą czupryną. Nawet nie patrzyłam czy ta wredna biało oka małpa idzie obok. Kiedy dotarliśmy, sensei kazał nam czekać przed drzwiami. Od razu usiadłam pod ścianą. W końcu będzie składany raport. Trochę to potrwa.
-Neji...Jesteś wredną małpą, wiesz?-wypaliłam nagle. Nawet nie wiem czemu, tak jakoś ze mnie samo wyszło.
-A ty tchórzliwym kotem.-odpowiedział beznamiętnie.
-Już to słyszałam, może byś tak raczył coś nowego wymyślić?-spytałam z niewinnym uśmieszkiem.
-Nie uśmiechaj się tak, bo niedobrze mi się robi. Moim zdaniem, nawet nie warto się wysilać, żeby coś wymyślić.-mówiąc to prychnął.
-Nie opluj się...-powiedziałam pod nosem zupełnie zgaszona i przymknęłam oczy. Zaczęłam nucić pod nosem. Jakoś to mnie zawsze odprężało. Z lekkim uśmiechem zaczęłam nucić coraz głośniej, aż nie zaczęłam podśpiewywać. Nagle ocknęłam się, ponieważ poczułam na sobie natarczywą parę oczu. Otworzyłam moje własne i spojrzałam na Neji'ego.
-Co tak patrzysz małpeczko?-spytałam ziewając.
-Zastanawiałem się, kiedy skończył jęczeć...-odpowiedział i wzruszył ramionami.
-Jesteś idiotą.-powiedziałam zła i popatrzyłam na drzwi.-Więcej się do Ciebie nie odezwę...-naburmuszona wstałam, kiedy tylko klamka się poruszyła. Wyszedł Kakashi-sensei i najpierw spojrzał na mnie, a potem na bruneta. Skinieniem głowy pokazał mu, że teraz on ma wejść. Kiedy ta małpa znikła nam z oczu, mistrz podszedł do mnie.
-Kuumi, musimy porozmawiać.-usłyszałam poważny ton sensei'a. Wiedziałam, że to nie żarty. Kiwnęłam głową i zaczęłam iść obok niego. Poszliśmy na pole treningowe. Nie wiem czemu.
-Sensei? Co się stało?-spytałam zdziwiona tym wszystkim.
-Kuumi...Hokage twierdzi, że masz w sobie potężną chakre,która nie należy do Ciebie.-Zaczął, a ja momentalnie skamieniałam. Wiem co to znaczy. Odkąd jestem w wiosce, dużo czytam.-Chce dowiedzieć się, czyją...-To zdanie sprowadziło mnie na ziemię. Dotarło do mnie, czemu jesteśmy na polu treningowym.
-Sensei...chyba nie chcesz, żebym zaczęła z tobą walczyć...-powiedziałam z bladym uśmiechem. Wiedziałam, że sensei'owi nic nie będzie. Bardziej martwiłam się o siebie. Jeszcze nie doszłam do siebie. Widziałam ten niepewny wzrok. Zrozumiałam, że to nie o to chodzi. Chodzi o coś innego.
-Nie. Walka nic nie da. Żeby obudzić chakre, trzeba ci silnych uczuć.
-Jakiego demona podejrzewacie?-spytałam zaciskając wargi i zastanawiając się, co może wywołać u mnie takie uczucia.
-Cóż, prawdopodobnie to wasz wioskowy demon. Za wiele o nim nie wiemy. Ale fakt, że tylko ty przeżyłaś jest wystarczający.-powiedział dość chłodno.
-Co chcesz zrobić, sensei?-spytałam łamiącym się głosem. Wiedziałam, że coś ze mną nie tak. W końcu w wiosce kochał mnie tylko braciszek i dziadek. Reszta udawała. Reszta mnie nienawidziła.
-Miałem stworzyć iluzje.-Kiedy to mówił, odwrócił wzrok w stronę drzew.-Ale nie zrobię czegoś takiego swojej uczennicy.
-Kakashi-sensei...Arigatou!-krzyknęłam i rzuciłam się na niego mocno tuląc. Byłam w pełni świadoma, że genjutsu jest złe. Przeczuwałam, że tym silnym uczuciem był gniew i smutek. Sensei objął mnie i uśmiechnął się pod tą swoją maską.
-Pamiętaj o tym, co mówiłem na teście.-powiedział krótko.
-Dobrze.-pokiwałam energicznie głową i oderwałam się od niego.-To co, sensei...Idziemy na ramen?-spytałam z szerokim uśmiechem.
-Zgaduje, że ja stawiam?
-Sensei, zatachałeś mnie na pole treningowe bez powodu.-pokazałam mu język.
-Dobrze, już...Zapłacę, ale ostatni raz!
-Hai~!
______________________________________________________
Wiem, że końcówka nie jest zbyt piękna ;u;
Wybaczcie!

czwartek, 25 września 2014

24 "Droga powrotna"

Hoshi cmoknął mnie w czoło i uśmiechnął się lekko.
-Od teraz bądź rozważniejsza...-powiedział cicho i znikł w kłębach dymu. Cóż, nie powiem, że rozdrażnił mnie jego pożegnalny tekst.
-Kuumi! Powiedz, kto cię tego nauczył?-pytał ciągle Naruto-nii. Widziałam, że wszystkich zżera ciekawość. Westchnęłam i podniosłam się do siadu. Mimo bólu głowy i uczuciu wykręcanego żołądka uśmiechnęłam się.
-Dziadek...-Kiedy mówiłam, uważnie patrzyłam na twarze moich towarzyszy. Naruto jak zawsze głupkowato się szczerzył, mimo to widziałam cień zazdrości w jego oczach. Sasuke udawał, że ma na to wylane, ale widziałam ten jego gniew, że taka dziewczyna jak ja zna lepsze jutsu niż on. Nagle poczułam ogromną satysfakcję. Z nadzieją, że u Neji'ego też to zauważę, spojrzałam na niego, ale widziałam tylko pustkę i chłód...Aż samej mi się zimno zrobiło.
-Ty weź się uśmiechnij, bo za niedługo będziesz zamrażać swoją gębą....-powiedziałam zaczepnie do bruneta.
-Wolę zamrażać, niż zabijać swoją głupotą...-odpowiedział mi od razu. Jak ja nie cierpię kiedy wygrywa. Nie...Nie poddam się tak łatwo.
-Wolę być głupia niż gburowata.-pokazałam mu język. Mimo, że słabo zaatakowałam, to i tak wiedziałam, że się nie powstrzyma od kontry.
-Wolę być gburem niż słabeuszem.-uśmiechnął się wrednie. Ał...To zabolało...Kiedy chciałam mu jakoś odpowiedzieć, sensei poklepał mnie po głowie i uciszył gestem ręki. Nawet dobrze, bo niezbyt wiedziałam co odpowiedzieć. Nagle coś sobie przypomniałam.
-Sensei...Możemy potem o czymś porozmawiać?-spytałam niepewnie, a on tylko skinął głową.
-Nani?! A ze mną to już nie chcesz?-spytał braciszek. Szybko obmyśliłam plan jak go zbyć. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Masz raję...Z tobą też powinnam. W końcu jesteś moim bratem...A więc jak myślisz, czy...-i tu zaczęłam profesorską gadkę na temat chakry.
-Dobra...Jednak jestem wtedy zajęty i nie możemy o tym gadać...-przerwał mi nagle widocznie zakłopotany swoją niewiedzą. Zachichotałam cicho i pokiwałam głową.
-Szkoda...-powiedziałam z udawanym żalem, na który nabrał się tylko mój rozmówca. Reszta chyba nie dała się nabrać. Cóż, moje aktorstwo ma jeszcze czas...
-Kuumi, masz siłę, żeby iść?-spytał spokojnie sensei,a ja od razu się podniosłam.Niestety, po chwili tego pożałowałam, gdyż zakręciło mi się w głowie i zaczęłam się niebezpiecznie chwiać na boki. Moim ratunkiem stał się Naruto i Sasek, którzy mnie przytrzymali. Od razu zakłopotana zaczęłam się śmiać
-Zaraz mi przejdzie...-zapewniłam ich, ale nie wyglądali na przekonanych.
-Głupio spytałem. Nikt w końcu nie był by w sanie normalnie iść.-westchnął białowłosy i spojrzał znacząco na białookiego.
-Nie będę niósł tego słabeusza...-powiedział jedynie i skrzyżował ręce na piersi.
-Ja ci dam słabeusza, ty...ty...ty poczwarko!-krzyknęłam zła i zaczęłam machać rękami, bo nogami już nie potrafiłam. Widziałam, że na jego usta ciśnie się znowu jakieś przezwisko.
-Kuumi nie jest słaba!-wtrącił nagle Naruto.
-Zgadzam się. Jak na dziewczynę...-dodał Sasuke. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Jak na dziewczynę, powiadasz?-spytałam tonem, który nie wróży za dobrze.
-Tak...-uciął krótko. Aż musiałam wziąć wdech.
-Zamilcz Uchiha.-mówiąc to uśmiechnęłam się uroczo. Byłam gotowa go kopnąć! Mimo iż nie wiedziałam jak...to bym go kopnęła, ale na szczęście sensei wreszcie raczył przypomnieć o sobie głośnych chrząknięciem. Wszyscy na niego spojrzeliśmy. Nie ukrywałam wdzięczności. W końcu zaczęłam być niemiła dla mojego, jako takiego "obrońcy". Chyba zbliżają się TE dni, w których nie należy wchodzić ze mną na wojenną ścieżkę.
-Neji, bierz ją. Potem zmieni cię Naruto.-nakazał sensei. Ton świadczył o tym iż nie przyjmuje odmowy do siebie. Aż mnie ciary przeszły. Zapowiadały się 2 godziny niezręcznej ciszy, lub ciągłego wykłócania się....